Projekt o nazwie Franek Kimono powstał na początku lat 80. Jego głównym pomysłodawcą był Andrzej Korzyński, a współtwórcami - Mariusz Zabrodzki i Sławomir Wesołowski. Z założenia Franek Kimono miał być projektem prześmiewczym, pastiszem muzyki disco, który rozjaśniłby nieco szarą rzeczywistość Polski Ludowej.
Inspiracją dla Korzyńskiego był między innymi film "Wejście smoka" z Bruce'em Lee w roli głównej, jedna z niewielu zagranicznych produkcji, które wyświetlano wówczas nad Wisłą. - W tych trudnych czasach, kiedy ludziom nie było do śmiechu, powołałem Franka do życia - tłumaczy Korzyński w wywiadzie dla portalu Gery.pl. - Od początku zakładaliśmy, że pobawimy się w pastisz. Bardzo śmieszną rzeczą w tamtych szarych czasach były dyskoteki - jedyne miejsca, w których ludzie mogli się bawić. Mnie też zdarzało się w nich bywać i przyglądałem się temu zjawisku. Ważnym impulsem do wykreowania Franka Kimono był film z Bruce'em Lee, który w tamtym czasie ukazał się w kinie. Postanowiłem wykorzystać tę sytuację. Gdy zobaczyłem na ulicach osiłków, którzy ćwiczyli się na przechodniach po wyjściu z kina, to narzuciła mi się myśl, że taki "model" to szalenie zabawna sprawa. Umieściłem go w dyskotece - pseudokaratekę, który ma władzę, ale jednocześnie jest człowiekiem bardzo sympatycznym. Lubi dziewczyny, napić się i pobawić, czyli to, co lubią prawdziwi mężczyźni.
Idealnym kandydatem do roli Franka okazał się Piotr Fronczewski, obdarzony charakterystycznym głosem aktor, który wcześniej prezentował wokalne umiejętności i talent interpretacyjny w filmie "Akademia Pana Kleksa". Korzyński uznał, że głos i charyzma aktora doskonale uzupełnią jego autorski projekt, dlatego zaproponował mu współpracę. Fronczewski zgodził się bez wahania. Z początku, podczas prób w studiu, aktor zwyczajnie śpiewał, jednak efekt nie był zadowalający. Strzałem w dziesiątkę okazał się styl mówiony. Korzyński sprowadził z Niemiec instrumenty elektroniczne, na których stworzył pierwsze aranżacje, napisał teksty oraz muzykę. - Instrumenty te dawały bardzo fajną podstawę takiego kroczącego basu, który do tej chwili jest odkrywany - wyjaśniał Korzyński w rozmowie z dziennikarką Polskiego Radia. - Na tle basu, ten kładziony głos Piotra, raczej mówiony, a nie śpiewany, dał fantastyczny efekt. Bez Piotrka nie byłoby tego efektu, ponieważ on ma niesamowite brzmienie głosu i cudowną moc interpretowania tekstu, dzięki której człowiek od razu wyobraża sobie postać.
Oprócz Korzyńskiego o teksty zadbał także Krzysztof Gradowski, a nad aranżacjami czuwali Mariusz Zabrodzki i Sławomir Wesołowski. Pierwsze owoce ich współpracy z Fronczewskim ujrzały światło dzienne w 1983 roku - był to wydany przez Tonpress singel "Franek Kimono" zawierający dwa utwory - "King Bruce Lee Karate Mistrz" oraz "Dysk-Dżokej". Choć rozgłośnie radiowe nie promowały Franka ze względu na jego cynizm (jak tłumaczy Korzyński), piosenki trafiły do szerszej publiczności i zdobyły ogromną popularność na parkietach dyskotek. Wkrótce projektem zainteresowała się wytwórnia Arston, która zaproponowała Fronczewskiemu i reszcie ekipy nagranie płyty długogrającej. Tak oto w 1984 roku ukazał się album "Franek Kimono". Winyl, który miał być z założenia satyrą społeczną i muzycznym żartem, stał się jednym z najbardziej pożądanych krążków tamtych czasów. W plebiscycie II Programu Polskiego Radia na najlepszą płytę z muzyką rozrywkową Franek Kimono zdeklasował rywali.
Wkrótce Piotr Fronczewski przekonał się, co to wielka sława. - Ludzie go zaczepiali, mówili per "Franiu", nie dawali się napić czy zjeść - opowiada Korzyński w rozmowie z dziennikarzem portalu Gery.pl. - Fani go uwielbiali. Pamiętam, że gdy szedłem do jego mieszkania, to już na pierwszym piętrze czatowały dziewczyny i czekały aż Piotrek wyjdzie. Prosiły o autografy i starały się mu przypodobać. Kiedyś zapytałem go, co o tym wszystkim myśli jego żona. Odpowiedział: "Machnęła na to ręką, bo to codzienność".
W 1986 roku ukazała się druga płyta Franka Kimono, "Crazy Zdzich", która co prawda nie powtórzyła sukcesu debiutu, ale spotkała się z ciepłym przyjęciem słuchaczy. Franek zniknął ze sceny na wiele lat. Powrócił w 1998 roku jako Pan Kimono z krążkiem "Toczy się życie - Powrót Mistrza". Pomimo intensywnej kampanii promocyjnej płyta przeszła prawie bez echa, najprawdopodobniej dlatego, że za jej realizacją nie stał Andrzej Korzyński.
W roku 2007 Franek Kimono pojawił się gościnnie na albumie raperów Sokoła i Pono, "Sokół feat. Pono - Teraz pieniądz w cenie", a dokładniej - w utworze "W aucie". Piotr Fronczewski zagrał także w teledysku do piosenki. Kompozycja, brzmieniowo nawiązująca do klimatów lat 80., stała się ogromnym przebojem, przybliżając tym samym młodemu pokoleniu postać Franka Kimono. Rok później ukazała się reedycja pierwszej płyty Franka.
Franek Kimono do dziś żyje w zbiorowej świadomości Polaków. Do języka potocznego przeszło wiele jego cytatów. Franek stał się nawet bohaterem dowcipu, w którym jego przeciwnikiem był sam mistrz karate, Bruce Lee. Polak, pokonany w pierwszym starciu ciosem wibrującej pięści, rewanżował się karatece "ciosem wirującej korby od Stara".
- Licząc, że minęło ponad 25 lat, to Franek pewnie ma dom, rodzinę i kapcie - odpowiada w wywiadzie dla serwisu Gery.pl Korzyński, zapytany o obecne życie wymyślonej przez niego postaci. - Czas spędza przed telewizorem i ogląda programy rozrywkowe. Tak mi się wydaje, ale nie przesądzajmy sprawy. Być może warto spojrzeć na teledysk Sokoła i Pono, by zobaczyć jak teraz wygląda Franek. Tutaj Piotr Fronczewski stanął za barem i rządzi w lokalu.